W hołdzie ofiarom sowieckiej zbrodni na plebanii sprzed 80 lat
W tym roku przypada 80. rocznica tragicznych wydarzeń, do jakich doszło 10 marca 1945 r. na plebanii kościoła św. Jakuba Ap. W intencji ofiar sowieckiej zbrodni proboszcz o. Damian Basarab odprawił Mszę św. w Sanktuarium św. Jakuba Ap.
Po Mszy św. i modlitwie złożone zostały kwiaty i zapalone znicze pod umieszczoną na ścianie klasztoru tablicą z napisem: „Pamięci wydarzeń i osób zamordowanych przez Sowietów 10 marca 1945: ks. Roberta Königa, ks. Franciszka Szynkowskiego, uciekinierów przed Armią Czerwoną przebywających na terenie plebanii kościoła”. W imieniu samorządu Miasta Lęborka kwiaty złożył zastępca burmistrza Krzysztof Król. Władze Powiatu Lęborskiego reprezentował starosta lęborski Tomasz Litwin oraz radny Rady Powiatu Lęborskiego Ryszard Wenta.
W uroczystości upamiętniającej tragiczne losy miasta i jego mieszkańców wzięli udział duchowni, mieszkańcy, parafianie.
Fragment artykułu pt. Strzały na plebanii” autorstwa Jana Chlebowicza „Gość Gdański „15/2014 opisujące tragiczne wydarzenia z 10 marca 1945 roku:
„Część mieszkańców szukała schronienia na plebanii kościoła św. Jakuba Apostoła. Proboszczem parafii był wówczas ks. dr Kurt Heinrich, kapłan katolicki, Niemiec. – Niektórzy mówili o nim „chodząca świętość”. Nawet w czasie wojny, mimo ostrych hitlerowskich zakazów, słuchał spowiedzi w języku polskim. Na plebanii przebywali także gospodyni, młody niemiecki duchowny ks. Robert König oraz ks. Franciszek Szynkowski z Niezabyszewa, któremu towarzyszyli siostra z mężem i ich dwie córki. Według relacji ks. Heinricha, oprócz nich, w piwnicy plebanii schroniło się aż 50 lęborczan, w tym kobiety i dzieci. W pewnym momencie koło świątyni zaczęło kręcić się kilku Rosjan. Zażądali od ks. Heinricha kluczy do stajni. Chcieli ukraść konie. Jednak w budynku zastali jedynie starego opla. Żołnierzom nie udało się odpalić auta. Byli wściekli. Weszli na plebanię i zaczęli grozić, że wszystkich pozabijają. Usiedli w kuchni i zaczęli pić. Chcieli, by siostrzenice ks. Szynkowskiego dosiadły się i im towarzyszyły. Kiedy te odmówiły i wylały wódkę do zlewu, wpadli w szał. Sowieci rzucili się na młode kobiety, próbując je zgwałcić. One uciekły do jadalni, w której, jak wspomina ks. Heinrich, przebywało wówczas 18 osób. Jedna z dziewczyn uklękła. Rosjanin tłukł ją kolbą karabinu i kopał. Miała wtedy powiedzieć: „Ja nie idę do was, lecz do mojego Boga”. W tym czasie inny czerwonoarmista siłą rozbierał gospodynię plebanii. W jej obronie stanął ks. Szynkowski. Rosjanin zaczął wrzeszczeć, że wszystkich zabije. Potem kazał opuścić budynek kobietom z małymi dziećmi. Księża udzielili wszystkim pozostałym w środku rozgrzeszenia. Ks. König trzymał w ręku hostię. Kapłani przeczuwali, że może dojść do tragedii.
Proboszcz zaczął błagać o litość. Bezskutecznie. Jeden z czerwonoarmistów zamknął się w pokoju plebanii z 16-letnią dziewczyną, którą brutalnie zgwałcił. Według relacji ks. Heinricha na sam koniec strzelił jej w tył głowy, a krwi było tak dużo, że aż wylewała się z pomieszczenia. Księdzu Heinrichowi udało się opuścić budynek. Szukał pomocy u rosyjskich oficerów. O tragedii, która nastąpiła potem, dowiedział się od swojej gospodyni. Jeden z żołnierzy ponownie próbował zgwałcić siostrzenicę ks. Szynkowskiego. Podczas szarpaniny z dziewczyną wypaliła jego broń, raniąc Rosjanina w stopę. Sowieci opuścili budynek. Jeden z nich miał wrzucić do środka granat. Chwilę później padły strzały. Zginęli ks. König, ks. Szynkowski, cała jego rodzina oraz przyjaciel. Przez dwa tygodnie ciała zamordowanych leżały niepochowane. W końcu ktoś pogrzebał je w ogrodzie przy plebanii. Potem dzięki ks. Heinrichowi zostały ekshumowane i przeniesione na cmentarz. Kilka miesięcy później niemiecki proboszcz musiał opuścić Polskę.”